Śmiech, kolory, muzyka, stroje, taniec, konfetti. Tylko tyle i aż tyle.
W lutym pod koniec karnawału wiadomym jest, że będzie sfilata czyli parada. Kilka dni przed wyznaczoną datą pojawia się informacja o zamknięciu na godzinę głównej ulicy. Nie ma przejazdu i kropka. Stoją policjantki lub policjanci i pilnują bezpiecznego przejścia parady.
W Pozza di Fassa w tym roku była piękna słoneczna pogoda, choć temperatura była jeszcze taka, że kurtkę pod strojem przebrania była konieczna, a to nie lada wyczyn tak się przygotować. Zachwyciła mnie żyrafa, jej szyja i głowa wystawała wysoko ponad dzieci gdziekolwiek była.
Zawsze wyznaczone jest miejsce zbiórki skąd zaczyna się przemarsz. Czasem jest to orszak tylko dzieci a czasem wspólny dorosłych i dzieci. Parada sunie swoim tempem, oczywiście wolnym, radośnie idzie w kłębach konfetti a mieszkańcy i turyści przyglądają się wzdłuż ulic i z okien i biją brawo! W drugiej paradzie w Vigo di Fassa były także pojazdy, niektóre zaskakiwały. Budują je lokalni ludzie, czasem tutejsi przedsiębiorcy a czasem grupy i stowarzyszenia.
Stroje są bardzo różne od lokalnych ladyńskich masek z kolorowymi nakryciami głowy, po postacie z bajek np. czerwonego kapturka i wilka. Są też policjanci, strażacy, myśliwi, para młoda i pogromcy duchów ghostbusters. Mnie spodobały się dzieci przebrane za babcię z dziadkiem, którzy szli z laseczkami dostojnym krokiem A od czasu do czasu podbiegali do innych i tymi laseczkami wywijali markując uderzenia po nogach, śmiechu było do rozpuku!
Ulice skąpane w konfetti tak mocno, że niektórzy zbierali je garściami aby ponownie się nimi obrzucić. W barze Bianco zostaliśmy na część dodatkową, grał i śpiewał zespół Volxalp a obsługiwała tego dnia uśmiechnięta zakonnica. Miała czas i na obsługiwanie i taniec do którego porywała drugą kelnerkę przebraną za mniszkę. Piękni byli też ludzie tańczący w parach na ulicy, wszyscy jakby świeżo po kursie tańca byli tak rytmicznie i równo stawiali kroki.