Listy z Dolomitów – MARCOWE PLUSY

Listy z Dolomitów – MARCOWE PLUSY

Jazda na nartach jest teraz skrajnie inna od zimowej. Słońce oślepia tak samo ale grzeje zdecydowanie mocniej. Są takie wyciągi przy których termometr pokazuje koło południa nawet plus czternaście stopni. Takie same temperatury są w zacisznych miejscach przy refugio jak nazywane tu są schroniska i niektóre górskie bary. Plusowa jest nie tylko temperatura. Plusów jest znacznie więcej. Ubieram się jednowarstwowo więc jest przyjemniej bo luźniej. Pomiędzy 8:30 a 10 jest teraz prawie pusto na stoku. Jak tylko dam radę wstać tak rano, to robię dwa, trzy zjazdy i zasiadam na kawie. Oczywiście na zewnątrz w słońcu. Delektuję się i smakiem i widokiem, góry odsłaniają siebie coraz więcej bez śnioegu. Muldy przy takich ciepłych dniach to normalka. Te zagłębienia między garbami teraz w bardzo miękkim śniegu tworzą się błyskawicznie. Ja za nimi nie przepadam, bo wymagają w jeżdżeniu po nich specjalnej uwagi i więcej siły. Ciekawostką jest, że my narciarze jadąc między muldami po prostu je pogłębiamy czyli w ciągu dnia robimy je coraz większe. Niektóre trasy wyglądają tak, że nazywam je ścianami płaczu. Zdarza się, że ktoś odpina narty i bokiem schodzi, tak trudny to to może być zjazd. W marcu na narty wyrusza więcej „starych narciarzy”. Wiesz co mam na myśli? Nie, nie wiek. Rozpoznaję ich po stroju  i nartach. Czasem są to kreszowe kombinezony z lat dziewięćdziesiątych. W  tym roku zobaczyłam narty które na bank miały około 50 lat. Długie niczym ołówki z metalowymi sprzączkami zamiast wiązań wystawały mocno do góry wśród innych nart na stojaku. Z ciekawości poczekałam na właściciela, by zobaczyć jak się je zapina. Nie było to zapięcie automatyczne jak moje, gdzie tylko wciskam but...
Listy z Dolomitów – KARNAWAŁ CZYLI CO?

Listy z Dolomitów – KARNAWAŁ CZYLI CO?

Śmiech, kolory, muzyka, stroje, taniec, konfetti. Tylko tyle i aż tyle. W lutym pod koniec karnawału wiadomym jest, że będzie sfilata czyli parada. Kilka dni przed wyznaczoną datą pojawia się informacja o zamknięciu na godzinę głównej ulicy. Nie ma przejazdu i kropka. Stoją policjantki lub policjanci i pilnują bezpiecznego przejścia parady. W Pozza di Fassa w tym roku była piękna słoneczna pogoda, choć temperatura była jeszcze taka, że kurtkę pod strojem przebrania była konieczna, a to nie lada wyczyn tak się przygotować. Zachwyciła mnie żyrafa, jej szyja i głowa wystawała wysoko ponad dzieci gdziekolwiek była. Zawsze wyznaczone jest miejsce zbiórki skąd zaczyna się przemarsz. Czasem jest to orszak tylko dzieci a czasem wspólny dorosłych i dzieci. Parada sunie swoim tempem, oczywiście wolnym, radośnie idzie w kłębach konfetti a mieszkańcy i turyści przyglądają się wzdłuż ulic i z okien i biją brawo! W drugiej paradzie w Vigo di Fassa były także pojazdy, niektóre zaskakiwały. Budują je lokalni ludzie, czasem tutejsi przedsiębiorcy a czasem grupy i stowarzyszenia. Stroje są bardzo różne od lokalnych ladyńskich masek z kolorowymi nakryciami głowy, po postacie z bajek np. czerwonego kapturka i wilka. Są też  policjanci, strażacy, myśliwi, para młoda i pogromcy duchów ghostbusters. Mnie spodobały się dzieci przebrane za babcię z dziadkiem, którzy szli z laseczkami dostojnym krokiem A od czasu do czasu podbiegali do innych i tymi laseczkami wywijali markując uderzenia po nogach, śmiechu było do rozpuku! Ulice skąpane w konfetti tak mocno, że niektórzy zbierali je garściami aby ponownie się nimi obrzucić. W barze Bianco zostaliśmy na część dodatkową, grał i śpiewał zespół Volxalp a obsługiwała tego dnia uśmiechnięta zakonnica. Miała czas i na obsługiwanie...
Listy z Dolomitów – LUNA PIENA

Listy z Dolomitów – LUNA PIENA

Kiedy Księżyc jest po przeciwnej stronie Ziemi niż Słońce to znajduje się w fazie pełni, po włosku to luna piena. Media rozpisują czego wtedy nie robić, dlaczego niektórzy gorzej śpią, przestrzegają przed zaczynaniem czegoś nowego, zalecają by unikać kontrowersyjnych tematów, bo jesteśmy wtedy szczególnie podatni na silne emocje. A zastanawiałaś się kiedykolwiek nad poszukaniem tego co warto w pełni księżyca robić? Nam podpowiedział Sandro, właściciel Rifugio Negritella, bo sprawdził, że ma wolne noclegi, więc zdecydowaliśmy, że chcemy tę jedną noc zostać na górze. Powiem Ci, że nie miałam wystarczającej wyobraźni, by przewidzieć jak Catinaccio nas obdarzy. Od popołudnia, kiedy zamknęły się trasy, poczułam się wyróżniona, że mogłam tam zostać. Światło zachodzącego słońca rozlewało na szczytach coraz więcej mocno pomarańczowej barwy, światło tańczyło z nią, czułam jakby ten spektakl był tylko dla nas.  Mróz był bardzo ostry i to on ostatecznie zagnał nas do ciepłej restauracji, ugrzaliśmy się i pojedliśmy wybornie. Zgodnie z włoską tradycją, przystawka, pierwsze danie, drugie danie i deser. Popiliśmy wyśmienite wina bo z nich także  piwniczka właściciela słynie. I tak doczekaliśmy zmierzchu. Grubo ubrana wyszłam na zewnątrz. Poczułam krystalicznie czyste powietrze. Białą bryłę naszego rifugio dekorowały światła w oknach i sznur lampek nad wejściem. Lazurowe niebo mocno kontrastowało z budynkiem. Gwiazdy były naturalnymi światełkami, a ja odkryłam, że mój telefon robi w ciemności zdjęcia, na których nawet gwiazdy są widoczne. Odwróciłam się i skierowałam kroki w stronę księżyca. Miałam  wrażenie jakby wstawał dzień. Było po prostu widno. Szczyty przypudrowane śniegiem niczym pudrem, ciemne plamy choinek a nad tym wszystkim rozgwieżdżone niebo. Znieruchomiałam z podziwu, stałam i podziwiałam. W nocy miałam podglądu ciąg dalszy, bo mieliśmy okno z niepowtarzalnym widokiem. Co...
Listy z Dolomitów – MARCIALONGA CZYLI ZAWODY NARCIARSTWA BIEGOWEGO

Listy z Dolomitów – MARCIALONGA CZYLI ZAWODY NARCIARSTWA BIEGOWEGO

W niedzielę 29 stycznia 2023 roku była 50.edycja. Co to dokładnie znaczy? Pierwszy raz bieg odbył się w 1971 roku. Wszystko się zgadza, bo odejmij trzy lata, kiedy był odwołany z powodu braku śniegu.  Ostatni odwołany był w 1990 roku. Trudno mi dzisiaj sobie wyobrazić warunki pogodowe kiedy biegu nie było, bo teraz jest tak, że wzdłuż trasy w kilku miejscach całe góry śniegu są produkowane armatkami. Oczywiście do tego potrzebny jest mróz. A może w 75. 89 i 90 nie było? Na kilka dni przed biegiem krążą między miastami ciężarówki wypełnione śniegiem, co oznacza, że budowanie trasy jest w pełnym rozkwicie. W tym roku naturalny śnieg dopisywał w styczniu, w sam dzień wyścigu o 8. rano w Moenie skąd startowali był mróz -13 stopni. Prawdziwie zimowe warunki, prawda? Siedemdziesiąt kilometrów trasy ciągnie się przez dwie doliny Val di Fassa i Val di Fiemme. W tygodniu przed wielkim biegiem dzieją się imprezy dodatkowe, mnie zachwyciła Marcialonga Baby dla dzieci do 6 lat. Wyobraź sobie główną ulicę w Pradazzo wyłączoną z ruchu i zasypaną śniegiem, o tak: A zaraz potem spokojnie przenieś się do imprezy dla dzieci. Pierwszy raz widziałam tak spokojnie przeprowadzone wydarzenie dla najmniejszych. Rejestracja na miejscu, sprzęt do wypożyczenia na miejscu. Dorośli spokojni i uśmiechnięci. Każde dziecko pokonywało przygotowany dystans w swoim tempie, te najmniejsze z mamą lub tatą obok. Imprezę dopełniała wesoła muzyka. Bardzo „tu i teraz” było. Wracając do biegu głównego Marcialonga to zauważyłam dwóch zawodników w żółtych strojach a to oznacza, że brali udział we wszystkich pięćdziesięciu biegach! Nawet nie wyobrażam sobie jak dużo potrzeba trenować aby przebiec 40 lub 70 km, bo takie dwa dystanse są...
Listy z Dolomitów – ZWYCZAJNY DZIEŃ

Listy z Dolomitów – ZWYCZAJNY DZIEŃ

W zasadzie to Ci doprecyzuję ten dzień. Sobota. To ma znaczenie, bo tylko w sobotę turyści kończą urlop i odjeżdżają a kolejni jeszcze jadą, więc na stoku nie ma ani jednych ani drugich. W sezonie to oznacza, że nawet trasy wokół Selli, czyli te najbardziej oblegane mają szanse być dla nas bez kolejek. Wstaliśmy wcześnie, ruszyliśmy bez śniadania. Mróz -12 stopni więc mam na sobie kilka warstw koszulek a nawet dwie pary rękawiczek. Plan się sprawdził, bo o 8:30 na Pozza-Buffaure z którego zaczynamy jest tylko kilka osób. Prawie po pustych trasach dojechaliśmy do czarnej na Ciampac’u. Mocne opadu śniegu sprawiły, że sunę uskrzydlona, trasy świetnie naśnieżone, śnieg miękki, zupełnie nie ma lodu. Chwila prawdy czyli kabina Alba col de Rossi na Belvedere. Uff, komfortowo czyli znowu płynnie. Trzy dni temu zawracaliśmy stąd, śmiałam się, że czekało tu chyba „całe miasto” ludzi. To jest zaleta długiego pobytu, masz plan ale płynnie go zmieniasz. Szkoda czasu na stanie w kolejkach jeśli można pojeździć. Śniadanie w Val Gardenie, och jak dobrze było ugrzać twarz. Wystaje jej niewiele spod kasku z szybą i komina naciągniętego prawie pod nos ale jednak ma co zmarznąć. Ochotników na kawę, bombardino, Sacher torte i tiramisu było tyle, że złapaliśmy ostatni wolny stolik. Lubię to miejsce, Baita Ciampac  jest tak jakby „na końcu” a dodatkowo tuż za restauracją w skale jest niezwykłe arcydzieło Castelo Wolkenstein. Mury jakby wklejone w skałę. Dla mnie mocno nierzeczywiste. Zjeżdżaliśmy kilka razy czarną trasą z widokiem na te ruiny. Chciałam się napatrzeć. Z zaciekawieniem ruszyliśmy w trasę tuż obok, którą jeszcze nie jechaliśmy (ha, ha, ha a jest ich już coraz mniej),...