Listy z Dolomitów – ZWYCZAJNY DZIEŃ

Listy z Dolomitów – ZWYCZAJNY DZIEŃ

W zasadzie to Ci doprecyzuję ten dzień. Sobota. To ma znaczenie, bo tylko w sobotę turyści kończą urlop i odjeżdżają a kolejni jeszcze jadą, więc na stoku nie ma ani jednych ani drugich.

W sezonie to oznacza, że nawet trasy wokół Selli, czyli te najbardziej oblegane mają szanse być dla nas bez kolejek. Wstaliśmy wcześnie, ruszyliśmy bez śniadania. Mróz -12 stopni więc mam na sobie kilka warstw koszulek a nawet dwie pary rękawiczek. Plan się sprawdził, bo o 8:30 na Pozza-Buffaure z którego zaczynamy jest tylko kilka osób. Prawie po pustych trasach dojechaliśmy do czarnej na Ciampac’u. Mocne opadu śniegu sprawiły, że sunę uskrzydlona, trasy świetnie naśnieżone, śnieg miękki, zupełnie nie ma lodu.

Chwila prawdy czyli kabina Alba col de Rossi na Belvedere. Uff, komfortowo czyli znowu płynnie. Trzy dni temu zawracaliśmy stąd, śmiałam się, że czekało tu chyba „całe miasto” ludzi. To jest zaleta długiego pobytu, masz plan ale płynnie go zmieniasz. Szkoda czasu na stanie w kolejkach jeśli można pojeździć.

Śniadanie w Val Gardenie, och jak dobrze było ugrzać twarz. Wystaje jej niewiele spod kasku z szybą i komina naciągniętego prawie pod nos ale jednak ma co zmarznąć. Ochotników na kawę, bombardino, Sacher torte i tiramisu było tyle, że złapaliśmy ostatni wolny stolik. Lubię to miejsce, Baita Ciampac  jest tak jakby „na końcu” a dodatkowo tuż za restauracją w skale jest niezwykłe arcydzieło Castelo Wolkenstein. Mury jakby wklejone w skałę. Dla mnie mocno nierzeczywiste. Zjeżdżaliśmy kilka razy czarną trasą z widokiem na te ruiny. Chciałam się napatrzeć.

6

Z zaciekawieniem ruszyliśmy w trasę tuż obok, którą jeszcze nie jechaliśmy (ha, ha, ha a jest ich już coraz mniej), trafiamy na polanę szkoły narciarskiej. Cała zalana słońcem. Zrobiony fun slope, czyli górki i doliny na których można poćwiczyć. Jadę i śmieję się ze swoich umiejętności, skakać nie lubię więc jadę ostrożnie. W nagrodę do góry orczyk. Uwielbiam te wyciągi, ich wolne tempo pozwala mi na uważną obserwację a czasem i medytację. Zastanawiam się, jaka część narciarzy dzisiaj zaczyna naukę od orczyka? Myślę, że niewielka, bo w szkółkach dominują już dywany. Są prostsze w nauce a potem zostaje przesiadka na wygodne kanapy.

Między godziną 12. a 14. stoki pustoszeją. Pora na lunch. Temperatura zmusiła nas do zjedzenia wewnątrz baity Ciadinat, choć wokół niej cudne widoki. Znamy to miejsce z bardzo dobrego jedzenia. Kolejny raz z zaciekawieniem oglądam spore ilości dekoracji na ścianach: stare fotografie, drewniane narty z butami, płaskorzeźby, drewniane sprzęty gospodarskie. Ile w nich jest ukrytych historii ludzkich? Moje pokolenie pamięta niektóre z tych sprzętów, moja córka już nie. Dodatkową atrakcją tutaj jest płot udekorowany nartami. Właśnie odnalazłam Blizzardy na jakich zaczynałam jeździć trzydzieści lat temu!

6narty

Wracamy przez kamienne miasto przy Sassalungo (długi kamień), który o tej porze dnia wygląda jakby wbijał się w lazurowe niebo. Mnie podoba się najbardziej jego środkowa część, bo ma w sobie kawałeczek, który widzę jako płomień.

Aplikacja MyDolomiti wylicza, że zrobiliśmy 47 kilometrów na nartach i użyliśmy 31 wyciągów w dwóch regionach narciarskich więc to jeden z tych dni, kiedy przepełnia mnie i zadowolenie i zmęczenie.

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *